środa, 10 października 2012

Now is our time- Harry cz. 1


    Londyn- miasto marzeń, snów, nadziei. Miejsce spełniające podświadome pragnienia, wyimaginowany ideał. Wszyscy go pragną oraz chcą wierzyć, że właśnie tam znajdą szczęście, pieniądze lub miłość. Miasto dla wielu nieosiągalne, dziś, stoi przede mną otworem. Ten szum, zapach, widok, wszystko łączy się w jakąś niepojętą całość i cicho drażni umysł szepcząc ,,spróbuj"
    To dopiero próbka, taki przedsmak, bo w końcu jestem na szkolnej wycieczce, ale od kiedy pierwszy raz ukazał mi się na oczy Londyn, już wiem, że wrócę i wtedy zostanę na dłużej, kto wie, może i na całe życie? Przecież jestem w połowie swojej młodości. Za 2 miesiące opuszczę gimnazjum. ,,Koniec oznacza nowy początek"- doskonale pamiętam te słowa, chociaż często koniec, oznacza pożegnania, a pożegnania bolą. Ale niestety, przeszłość, to zwykłe wspomnienia, a przyszłość to życie, to jest ten czas, kiedy trzeba to zrozumieć i wybrać właściwie.
    Oczywiście nigdy nie rozstanę się z moimi najlepszymi przyjaciółkami, wraz z którymi snułam najróżniejsze marzenia o stolicy Anglii. Zuzia, Cyśka, Łysa, Hania i Emilka - przyjaciółki na zawsze...,,Co ma być to będzie, niebo znajdę wszędzie(...)"- ale tylko z nimi! Nieważne, jak bardzo ma być poplątane moje życie, ważne, by zawsze jakoś znaleźć drogę do nich, 5 aniołów.
    Pierwszym miejscem do odwiedzenia według programu był Big Ben wraz z London Eye. Będąc na diabelskim młynie oglądałyśmy zachód słońca, czas, by odpocząć, zrelaksować się...Nic bardziej mylnego! Londyn dopiero się budził. Zataczając to ogromne koło rozmyślałam o One Direction, przecież to ich miasto. Uwielbiałyśmy ten zespół tak długo, marzyłyśmy, aby spotkać chłopców...ale chyba przybycie do Anglii to trochę za mało. Nigdy ich nie poznałyśmy...i raczej to się nie zdarzy, wiele osób próbowało mi to uświadomić, że czas dorosnąć, żeby przestać wierzyć w bajki, skończyć z miłością do chłopaków, których się w życiu na oczy nie widziało....NIE! Trzeba trwać, trzeba wierzyć, dorastanie to pułapka, zawróć! Ludzie mówią: nie można mieć głowy w chmurach, trzymaj się blisko ziemi, tu jest bezpiecznie. A może ja nie chce czuć się bezpiecznie?! Może potrzebuje tej niepewności, strachu. Chcę czuć, że żyję, a tego nie da się osiągnąć nakładając szarą maskę obojętności i wtapiając się w tłum, chce się wyróżniać, coś osiągnąć i niczego nie żałować.
    Po godzinie autobus stał już pod schroniskiem młodzieżowym, w którym zatrzymaliśmy się na półtora tygodnia. Cudowne, londyńskie półtora tygodnia! W pokoju byłam oczywiście ze swoimi przyjaciółkami. Odstawiłam walizkę, torbę i gitarę na łóżko, instrument wzięłam za namową Zuźki, stwierdziła ona, że pewnie będzie sobie chciała pośpiewać (czyt. Pofałszować w akompaniamencie innych Lwów), nie protestowałam, muzyka to wyznacznik zabawy, co zdecydowanie popieram.
    Budynek, w którym nocowaliśmy był bardzo wysoki, taki starodawny drapacz chmur…no, może trochę przeze mnie wyidealizowany, Kiedy dziewczyny się rozpakowywały, ja poszłam rozejrzeć się po obiekcie. Zawsze byłam ciekawska i ciągnięta właśnie tą cechą dotarłam na dach. Widok był lepszy niż z London Eye. Miasto, w pełni życia ukazywało się z najlepszej strony, czułam magie bijącą z tego miejsca.
- O nie, na pewno nie będę dziś spać.- powiedziałam do siebie uśmiechając się pod nosem i wracając na dół.
    Kiedy wszystkie dziewczyny zasnęły, mogłam spokojnie opuścić pokój w swojej pidżamie z Cookiem Monster’a. Wzięłam ze sobą tylko gitarę. Był początek maja, dlatego też nie potrzebowałam okrycia.
    Na dachu panował półmrok, jednak dzięki bijącemu od miasta światłu wszystko było w miarę widoczne. Usiadłam na krawędzi spuszczając nogi na dół. Siedziałam tak przez chwile, zaciągając się brytyjskim powietrzem, rozkoszując się nim. Nie wiem, ile trwał ten stan, ale następnie wzięłam do rąk gitarę i zaczęłam grać ,,Neper Gonna Be Alone” Nicelback. Teraz miałam swój własny świat, zawsze tak było, zatracanie się w dźwiękach to czysta magia, wtedy nic się nie liczy. Zmieniłam pozycje, teraz siedziałam po turecku i zaczęłam grać ,,Wonderwall”, od kiedy usłyszałam tą piosenkę w wykonaniu One Direction, pokochałam ten utwór.
- Nie wiedziałem, że ktoś t przychodzi.- usłyszałam za sobą męski głos, który wyrwał mnie z zamyślenia, przez co przewróciłam się na plecy. Do moich uszu dobiegł cichy, słodki śmiech, dobrze, iż było na tyle ciemno, że chłopak nie zauważył moich rumieńców. Podniosłam się do pozycji stojącej. Nie widziałam dokładnie twarzy nieznajomego, ale jego głowę zdobiła burza loków.
- Yyyy…myślałam, że jestem sama.- Zaczęłam z lekkim uśmiechem. – Jak długo mnie słuchałeś?
- Wystarczająco, by stwierdzić, że chcę z tobą zaśpiewać! – Podszedł bliżej, widziałam jego promienny uśmiech, ukazujący dołeczki w policzkach, a jego zielone tęczówki odbijały się w ciemnościach, nie wierzyłaś w to, co się właśnie dzieje i w tego oto chłopaka, który stał przede mną.
- Ale…ja się na pewno zbłaźnię. – Powiedziałam spuszczając głowę w dół.
- Oj no proszę, dla mnie. – Złapał mnie za podbródek tak, że teraz patrzyłam m prosto w oczy. Nie mogłam nie ulec.
- Pfff… No dobra, tylko proszę, nie śmiej się.
- Masz to jak w banku!
-To…co chcesz, żebym ci zagrała?
- A co mam do wyboru? – Powiedział puszczając mi oczko.
- Nie wiem, może być każda piosenka twojego zespołu. – Odparłam…KURDE! Zdradziłam się, mam zdecydowanie za długi język.
- Znasz nas? – zdziwił się – I nie zaczęłaś krzyczeć?
- Pomyślałam, że możesz poczuć się dziwnie, kiedy zacznę się jarać i takie tam…
- Miałaś rację, dziękuję. – Posłał mi jeden ze swoich najlepszych, uwodzicielskich uśmiechów. Miałam nogi jak z waty, ale trzymałam się dzielnie.
- To może – wróciłam do tematu - ,,Use somebody”?
- Dobry wybór! – Pochwalił mnie loczek- ale najpierw, tak tylko dla zasady – podał mi rękę – jestem Harry.

1 komentarz:

  1. omomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomomom
    <3

    OdpowiedzUsuń